Urodziłam się w stajni,gdzie Shire były czczone.Do momentu,gdy właściciel stajni zmarł.Miałam tam ukochanego ogiera Chaka,był moim partnerem.Kochałam go nad życie.Rozumieliśmy się bardzo dobrze.Wiedział,że gdy byłam chora opiekował się mną,cały czas siedział i leżał przy mnie.Aż w końcu te przepiękne chwile musiały minąć.Córka byłego właściciela oddała go na rzeź.Syn trzymał mnie na uwiązie,żebym na to patrzała,jak handlarz go zabiera i dźga największym z batów w zad.Rżałam z bólu za niego,leciały mi łzy z oczu.Gdy ta męka się skończyła,syn mnie wypuścił.Zostawił otwartą bramę.Pobiegłam za wozem,biegłam ile siły mi na to pozwalały.W końcu wóz wyjechał na bardzo ruchliwą ulicę.Zatrzymałam się w ostatniej chwili stanęłam dęba i tylko rżałam,jeszcze przez dziesięć minut słyszałam jego rżenie z tęsknoty Obejrzałam się tylko z łzami w oczach,czy "ludzie" biegną za mną,no i biegli.Zobaczyłam,że jakaś dróżka prowadzi do lasu...Wbiegłam w nią.Po godzinie nieustannego biegu,zmęczona zamknęłam oczy i zarżałam bardzo głośno z bólu.Stanęłam dęba.Zobaczyłam klacz przechodzącą obok.Zapytała czy chciałabym dołączyć do stada odparłam,że "Dobra" i poszłam za nią wciąż tłumiąc płacz.Nie chcę nikomu mówić mojej historii,chyba,że zaufam.
Zapytałam:
-Możesz mnie oprowadzić?
<Galicja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz