poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Od Trevligt'a

Przemierzałem samotnie jakiś las. Było dość późno, jednak nadal kroczyłem pewnym krokiem przed siebie. Spotkałem jakiegoś konia, lecz wolałem zostać sam. Pogalopowałem więc szybko w inną stronę. On, zaczął mnie gonić. Przede mną widniał dwie drogi. Jedna przez jakiś lasek, druga wyboista i niebezpieczna. Różnica była ogromna. Iż jakiś koniowaty mnie gonił, wybrałem mroczny szlak. Nie wyglądał na bardzo wytrenowanego, tym lepiej dla mnie. Pędząc przed siebie, przeskoczyłem kłody, wykonałem kilka niebezpiecznych zakrętów... Napotkałem wodę. Było tam zapewne głęboko, ponieważ to jezioro. Wbiegłem na jakieś małe molo i skoczyłem do wody. Inaczej nie można było go okrążyć.

Wyczerpany, dotarłem na drugi brzeg. Tam pokłusowałem do gąszczu. Poczekałem w ukryciu. Nie było go. Wyszedłem i pognałem za zachód. Tam... znów jakieś konie. Było ich mało, więc to nie trud uciec. Ja jednak chciałem trochę im podokuczać i przeszedłem obok nich.
- ZATRZYMAJ SIĘ! - krzyknął ktoś.
Uśmiechnąłem się wrednie i popatrzyłem na nich.
- Wiesz... czekałem na to... Na to, że mi o tym powiesz... - mówiłem podchodząc do nieznajomych.
- Masz swoje stado? - zapytała kara klacz.
Podszedłem do niej i skierowałem kopyto na moje oko. Potrafię tak, ponieważ niegdyś dzieci mnie tego uczyły.
- A JEDZIE MI TU CZOŁG?! - podniosłem ton mowy i odszedłem.
- No... nie.
- TO SIĘ GŁUPIO NIE PYTAJ.
Pokłusowałem w stronę polany, którą było widać w oddali.
- Poczekaj. - powiedział koń i podszedł do mnie.
- Czego? - zapytałem.

<Jakiś koń?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz